"...Następnego dnia nieco zmieniliśmy klimat na rzekłabym…franciszkański.
Tym razem mieliśmy zwiedzać Asyż. To była moja druga wizyta w tym mieście. Dzięki kolejnej pani przewodnik poznaliśmy w szczegółach życie Św. Franciszka. Ja natomiast w autokarze (coraz bardziej ośmielona) znów złapałam za mikrofon robiąc małe wprowadzenie przed wjazdem do Assisi. Później miałam mówić o Lacjum i Rzymie. Tym razem postawiłam na coś współczesnego i na coś… nieksiążkowego. Zapamiętałam słowa mojej pilotki: ile można rozmawiać o sztuce?! Oczywiście trzeba wyczuć na co nastawiona jest grupa. Jeśli są w niej dzieci to nie wolno wyjść poza pewną granicę. Jeśli pracuje się z dorosłymi to można sobie pozwolić na luźniejszą atmosferę. To są w końcu Włochy. Ludzie jadą tu nie tylko po historię. Chcą się przede wszystkim zabawić, poznać inną kulturę i obyczaje. Zostawiłam więc Łuk Tytusa i porwanie Sabinek historykom z naszej grupy. Szło mi chyba coraz lepiej. Grupie się podobało.
Tuż przed wjazdem do Wiecznego Miasta pojawiła się typowo włoska pogoda. Rzym powitał nas wielkim słońcem i lazurowym niebem.
Stolica Włoch nie jest mi obca. Jestem jednak dość ostrożna w stwierdzeniu że znam dobrze to miasto. Mogę natomiast powiedzieć że czuję się tam dość pewnie i bezpiecznie. Nie jest to miejsce które mogłoby mi się znudzić czy opatrzyć (czy we Włoszech w ogóle takie jest…?). Na wiele miejsc i zabytków patrzę już jednak z innym sentymentem. Kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Romę byłam zafascynowana i oszołomiona. Przy okazji kolejnych wizyt zaczynam się już czuć coraz bardziej swojsko. Fontana di Trevi jest jednak cały czas imponująca a wrzucenie drobnych euro w moim przypadku zawsze się sprawdza i stało się już obowiązkiem. Nie wrócę do domu dopóki tego nie zrobię bo inaczej…naprawdę tu nie wrócę ☺- jak głosi przesąd.
Fontanna Di Trevi |
Plac Św. Piotra i Bazylika to miejsca wyjątkowe ze względu na naszego Papieża. W końcu od Jana Pawła II tak naprawdę zaczęła się polska turystyka do Italii. Pamiętam moment kiedy z bardzo bliskiej odległości zobaczyłam Papieża Benedykta który jechał swoim papamobile. To były emocje! Tak naprawdę każde ważniejsze miejsce turystyczne w Rzymie kojarzy mi się z czymś innym, z czymś pięknym. Ile jeszcze pozostało tych nieodkrytych…?! Rzym był ostatnim punktem naszego szkolenia. Mieliśmy aż trzech przewodników. Najbardziej zapamiętałam Mariusza (Mario) Jackowskiego i Monikę Nickel która oprowadziła nas po San Pietro czyli Bazylice Św. Piotra. Tym razem nie robiłam już żadnych zdjęć. Po prostu słuchałam i starałam się coś nagrać na dyktafon. Po południu nagrywaliśmy video- wizytówki. Każdy z nas chciał się nagrać z jakimś fajnym tłem typu Koloseum czy Plac Św. Piotra. Przy takiej ilości osób i tempie szkolenia nie było to wcale takie łatwe. Moja wizytówka powstała przy Bazylice Św. Jana na Lateranie.
Trzeba było krótko powiedzieć coś, co zachęci przyszłego pracodawcę. Cisza na planie, kamera, akcja! Ku mej radości nie było żadnych dubli. Video- wizytówka wyszła naprawdę dobrze i nie jest to tylko moje zdanie.
Po całym dniu zwiedzania i nauki wylądowaliśmy w eleganckim hotelu. Tam czekała na nas kolacja a potem…Była to nasza ostatnia noc w słonecznej Italii. Szkolenie należało jakoś podsumować. Z rozbawieniem obserwowałam jak rozkręca się impreza. Zajęliśmy tzw hotelowy ogródek. Pojawił się przenośny głośnik z którego popłynęła piosenka „Seksualna niebezpieczna”. Co jak co, ale takiego repertuaru się w Rzymie nie spodziewałam! Oczywiście nie można było siedzieć „o suchym pysku”! Drugą niespodzianką była butelka Fragolino. Jest to bardzo orzeźwiające włoskie, czerwone wino musujące z dodatkiem truskawek. Stąd jego nazwa: fragolina- truskaweczka. Było coraz więcej ludzi, coraz więcej otwieranych butelek, coraz głośniejsza muzyka, wygłupy i zdjęcia. Pamiętam że potem nas przegonili ze względu na ciszę nocną. Wylądowaliśmy na recepcji i to też nie było zbyt wile widziane. Panowie na recepcji bardzo się burzyli i chcieli nas wygonić. Nie wiem kto i jak wtedy zainterweniował- nie wnikam. W każdym razie impreza skończyła się o 5 nad ranem. Ja poległam w okolicach 2. Poranek dnia następnego do łatwych nie należał, oj nie. Woda była towarem bardzo pożądanym i w pewnym momencie bardzo deficytowym. Niemniej jednak czekał nas jeszcze jeden tour po mieście a potem powrót do domu. Z ciężkim sercem wracałam do kraju. W autokarze nie opuszczały nas szampańskie nastroje. Starałam się do końca cieszyć fajnym towarzystwem i widokami za oknem. A było na co popatrzeć. Jechaliśmy przez góry.
Do Warszawy dotarliśmy następnego dnia w nocy. Ja i Dorota musiałyśmy czekać na autokar do Białegostoku. Miałyśmy jeszcze kilka godzin które spędziliśmy w barze kawowym na dworcu centralnym. Na początku humory były takie sobie. Włoska przygoda dobiegła końca… Chwilę później dołączyły do nas inne osoby ze szkolenia, w tym nasz kolega- jego organizator. Nie mam pojęcia kiedy z godziny 3 zrobiła się godzina 5. Znowu pożegnanie i bieg na autokar.
Dziś mogę powiedzieć że decyzja o zrobieniu kursu dla pilotów wycieczek zmieniła moje życie. Poznałam świetnych ludzi z którymi w większości utrzymuję kontakt. Wystartowałam, pojechałam na dwa pilotaże. Po kilku miesiącach z niektórymi kolegami- pilotami spotkałam się po raz drugi na szkoleniu w Londynie. To był pod wieloma względami zwariowany wyjazd. Mam nadzieję że będzie jeszcze okazja aby o nim opowiedzieć.
Niemniej jednak do mojego włoskiego szkolenia mam szczególny sentyment. Album z tego wyjazdu na Facebook’u zatytułowałam „przygoda życia”. To chyba mówi samo za siebie ☺
autor: Karolina Wollny
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń