niedziela, 27 października 2013

Sycylia- kociołek Europy, kociołek świata


Dzięki uprzejmości mojej znajomej - fascynatki południa pięknej Italii dziś recepta na złapanie kilku promieni słońca:

Sycylia to z pewnością jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Przyciąga swoimi pięknymi plażami, oszałamiającą przyrodą i wyśmienitą kuchnią. Odstrasza jednak wygórowanymi cenami. Jeżdżą tam więc głównie celebryci- włoscy i nie tylko. Ja trafiłam tam dzięki…super super last minute
Jadąc na Sycylię miałam o niej bardzo mgliste i steoretypowe pojęcie. Myślałam że zobaczę spaloną słońcem wyspę, mocno opalonych ludzi o kruczoczarnych włosach i biedę bo właśnie z nią kojarzy mi się włoskie południe. Znam dość dobrze język włoski ale bałam się że będę słyszała jedynie dialekt z zaśpiewem- a tego nie potrafią zrozumieć nawet rodowici Włosi.
Już po pierwszym dniu przekonałam się jak jest naprawdę.
Ale zacznę może od tego że urzekły mnie krajobrazy i przyroda którą tam zobaczyłam. Jeśli Goethe po ujrzeniu Neapolu stwierdził że można tam umrzeć z zachwytu to u mnie było tak w przypadku Palermo, Taorminy, Syrakuz, Marsali i wielu innych miast i miasteczek. Tak, miałam to szczęście że zwiedziłam niemal całą wyspę. Lazurowe niebo, soczyście zielone palmy, kwiaty we wszystkich kolorach tęczy, góry skąpane w słońcu i morze (a właściwie morza bo Sycylię opływają aż trzy morza:  Tyrreńskie, Śródziemne i Jońskie) we wszystkich kolorach niebieskiego i turkusu. Ktoś może powiedzieć że to typowe krajobrazy Basenu Morza Śródziemnego. Być może ale myślę że ten najbardziej wysunięty na południe skraj Italii może rozkochać w sobie każdego turystę- i nie mówię tego z perspektywy italofilki.
 



Moje pierwsze zetknięcie z Sycylijczykami to na pewno pogaduszki z naszym kierowcą Maurizio. To człowiek bardzo ciepły, szczery do bólu i wesoły. Nasze rozmowy na początku zaczynały się od: „cześć, jak się masz?”- to we Włoszech standard. W miarę jak poznawaliśmy się lepiej konwersacje stawały się coraz głębsze. Włoska otwartość to na  pewno brak tematów tabu. W zasadzie każda rozmowa ma odpowiedni „pieprzyk”. Nie jest to jednak nigdy wulgarne ani niestosowne. Włosi czy też raczej Sycylijczycy po prostu tacy są. Myślę że są trochę tacy jak Arabowie: jeśli jest się miłym i uczciwym oni odpłacają to z nawiązką. Maurizio miał w autokarze piwo i wodę którą sprzedawał za 1 euro. Ja miałam takie „chody” że dostawałam ją za darmo. Pozwolił mi też usiąść koło siebie na siedzeniu pilota. Miałam idealną „miejscówę”, mogłam podziwiać krajobraz wulkaniczny bo wtedy akurat jechaliśmy na Etnę. Najbardziej jednak zapadł mi w pamięci wieczór w Marsali. Porwałyśmy wtedy z moją koleżanką naszego kierowcę i pilota na wspólny spacer. To był bardzo miły wieczór z lodami, piwem i winem. Ku naszemu zaskoczeniu za wszystko zapłacił Maurizio. Później biesiadowaliśmy jeszcze w hotelu z prawie całą jego obsługą. Wino lało się strumieniami i znowu nie musiałyśmy za nic płacić. Długo nie zapomnę tego wieczoru. Sycylijczycy są też znani ze swojej bezinteresownej pomocy o czym przekonałam się w Palermo. Po nocnym zwiedzaniu miasta chciałam z koleżanką złapać jakiś autobus który zawiózłby nas w okolice hotelu. Po długim czekaniu na przystanku wsiadłyśmy w pierwszy lepszy autobus. Niestety jechał w zupełnie innym kierunku. Było bardzo późno, byłyśmy zmęczone i nie wiedziałyśmy co robić. Pomógł nam kierowca który specjalnie dla nas zboczył z trasy i odwiózł nas prawie pod sam hotel. W czasie jazdy ucieliśmy sobie miłą pogawędkę, a na koniec żegnaliśmy się jak starzy znajomi. Podobnych sytuacji było wiele.
Sycylijską serdeczność i otwartość widać już po samym sposobie witania się. Tam nie tylko kobiety całują się w dwa policzki. Mężczyźni też! Brak podwójnego buziaka może być nietaktem.

Sycylijczycy nie zawsze mają południowy typ urody. Wszystko zależy od miejsca zamieszkania. Można spotkać rudzielców, osoby o arabskich rysach i blondynów z zielonymi oczami. To jeden ze śladów bogatej historii Sycylii przez którą przewinęli się m.in. Grecy, Arabowie, Hiszpanie i Francuzi.

W trakcie moich wakacji we Włoszech złapałam niesamowity luz i dystans. Włosi a już zwłaszcza ci z Południa często używają zwrotu: „pian piano”- powoli, powoli. Choćby się waliło i paliło- nie ma co się spieszyć, po co się denerwować? Ucieknie autobus- to nic będzie następny. Straciłeś wszystkie oszczędności- nie martw się, jutro możesz wygrać w totolotka. Sycylijczycy nigdzie się nie spieszą, niczym się nie przejmują. Wszystko tam odbywa się w swoim tempie. Ku memu zdziwieniu nie zauważyłam osób żebrających na ulicy, sfrustrowanych ludzi bez pracy ani legendarnych śmieci. Sycylijska uprzejmość widoczna jest na każdym kroku. Pogawędka z baristą kiedy za plecami rośnie kolejka to norma. Nie wiem na co mam ochotę w sklepie ze słodyczami- nie przejmuj się, poczekamy, jesteśmy do Twojej dyspozycji, nie spiesz się. Słodkie nieróbstwo, ich dolce vita nabiera tu nowego znaczenia. Siesta to czas kiedy nagle zamiera życie. Ulice pustoszeją, zamknięte są sklepy. Nie można kupić nawet wody. Może być to problem bo letnie popołudnia we Włoszech są naprawdę upalne.

Jeżdżąc po Sycylii widziałam bardzo dużo psów. Był to niezwykły widok bo zwierzaki wydawały się radosne, zadbane, do każdego się łasiły. Parę razy widziałam czworonoga rozkosznie wyciągniętego w poprzek sklepu oddającego się popołudniowej drzemce. Nikt tych psów nie przeganiał, wszyscy je głaskali i dokarmiali. Nie ma tam klasycznych schronisk jakie mamy w Polsce. Psiak który jest zdrowy i nieagresywny swobodnie biega po ulicy i nikomu to nie przeszkadza. Jestem wielką psiarą i dało mi to trochę do myślenia…




Ale przecież Sycylia to nie tylko ludzie i psy. To też specyficzny język- chyba najbardziej śpiewny w całej Italii. Jest rozumiany tylko przez miejscowych. Każde miasto ma własny dialekt. Niekiedy bazuje na języku urzędowym ale często przypomina bardziej arabski czy francuski. Do tego dochodzą oczywiście gesty- najbardziej zamaszyste w całych Włoszech. Ale tak naprawdę do najprostszej rozmowy wystarczą często…odgłosy i monosylaby. Typowo sycylijskie powitanie to przeciągnięte „ołł!” którego nie da się oddać na papierze. Potem jest charakterystyczne długie „eee…?” w formie pytania które oznacza: co takiego, co mówisz? Kiedy nie umiemy udzielić odpowiedzi albo po prostu nie wiemy co powiedzieć wystarczy krótkie „bu”. Aby coś zanegować, odmówić komuś, nie zgodzić się z czymś wystarczy…kilkakrotnie mlasnąć językiem. Ta komunikacja bez używania słów to pozostałość z czasów kiedy najeżdżana przez wroga Sycylia potrzebowała własnego kodu językowego, niezrozumiałego dla innych. Język sycylijski ma również swój specyficzny styl. Obserwując ich z daleka można by pomyśleć że się kłócą- tak bardzo krzyczą i machają rękami. Ale to tylko zwykła rozmowa temperamentnych Sycylijczyków.




O tej wyjątkowej włoskiej wyspie z pewnością można by napisać znacznie więcej. Podczas mojej 8- dniowej wycieczki zaledwie ją dotknęłam. Mam jednak nadzieję że jeszcze odwiedzę Sycylię i miejsca do których jeszcze nie dotarłam.
Tak, tę część Włoch polecam każdemu.




autor: Karolina



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz